Opowiadanie było już publikowane na blogu dramione-dwa-swiaty.blogspot.
Dziękuję Venetiii Noks za możliwość opublikowania miniaturki na jej blogu.
Przed
Wami moje dzieło. Pomysł narodził się przypadkiem i myślę, że
może się spodobać. Więcej moich opowiadań można znaleźć na
moim blogu (chociaż ostatnio miałam mały zastój). Zapraszam do
czytania :)
Daisy
Klątwa.
Dla
Grety
***
Zawsze
byłem przystojny. Po prostu. W naszym rodzie nie rodziły się
brzydkie dzieci. Może to zasługa czystej krwi a może przypadek,
jednak nikt o nazwisku Malfoy nie był szkaradny.Byliśmy piękni,
przystojni... Jednak zawsze musi być ten pierwszy raz, czy jak to
tam mówią mugole.
To
mnie prześladuję od Wojny. Znalazłem się w niewłaściwym miejscu
o niewłaściwym czasie? Być może.
Nadal
nie wiem jak to możliwe. Jakim cudem słowa zwykłej mugolki, nawet
nie czarownicy, wywarły na moje życie taki wpływ? Niewiarygodne.
Nawet nie była szlamą, po prostu zwykła dziewczyna, mniej więcej
w moim wieku.
***
Tego
dnia Śmierciożercy byli w względnie dobrym humorze. Prawie nikogo
nie torturowali. Ot, przyjechaliśmy, palimy domy, ktoś gwałci
dziewczynę. To nie była najgorsza masakra, jaką widziałem,
jednak dla mugoli mogła być szokiem. Ja niestety przywykłem do
takich widoków. Nie mogłem okazać słabości. Nie w towarzystwie
ojca i Czarnego Pana.
***
Jakaś
dziewczyna właśnie wracała do domu, śmiejąc się i mówiąc do
czegoś, co trzymała w ręce ( Mugole chyba nazywają to
telefonem). Nagle stanęła zszokowana a przedmiot wyleciał jej z
ręki i roztrzaskał się o chodnik. Rozbieganym spojrzeniem omiatała
postacie w czarnych płaszczach i miasteczko, które stało w ogniu.
Wydała z siebie dziwny odgłos, coś jak połączenie krzyku i jęku,
i zaczęła się powoli cofać.
Chciała
uciec z tego miejsca, które kiedyś było jej domem, jednak kiedy
się odwróciła, Śmierciożerca aportował się naprzeciwko niej.
Złapał ją brutalnie za ramię. Dziewczyna próbowała się bronić
i wyrywać, jednak inni Słudzy Czarnego Pana szybko jej to
uniemożliwili.
-Ładna
ta dziwka.- nie jestem pewien, kto to powiedział - Ciekawe, czy jej
się spodobam. - to był Yaxley. Nigdy nie potrafił utrzymać
ptaszka w klatce.
-Taa,
będzie miała niezłą skalę porównawczą. - Octavius Nott zaśmiał
się i inni mu zawtórowali. Ja mogłem tylko patrzeć i starać się
nie okazywać emocji.
***
Nie
opowiem wam, co jej zrobili. Wolałbym tego nie pamiętać. Upodlili
ją na wszelkie możliwe sposoby. A ja tylko patrzyłem. Bezradny, z
maską zimnego drania na twarzy. Nie przejmowałem się jej losem,
jednak po tym wszystkim naprawdę powinni ją zabić.Ale oni
zostawili ją, jak dziecko zostawia starą, zepsutą zabawkę. Teraz
niegdyś ładna dziewczyna konała z cichym szlochem.
-Ty
też chcesz mnie skrzywdzić, jak twoi brudni kumple?- zapytała,
patrząc na mnie ze wstrętem, chociaż nic nie zrobiłem. Jednak za
to mogła mnie nienawidzić. - No dalej, na co czekasz? - jej wzrok
był wypełniony nienawiścią - Czemu, kurwa, cały czas patrzysz?
Jesteś bardziej obrzydliwy niż tamci...-splunęła w moją stronę.
W jej ślinie była krew. - Przeklinam cię. Nie szczeźniesz,
doświadczysz bólu większego niż zadano mnie. A kiedy pomyślisz,
że moja klątwa straciła moc, zada ci ranę o jakiej nie śniłeś
w największych koszmarach. - powiedziała cicho, jednak jej słowa
docierały do mnie mimo otaczającego nas hałasu. Wyjąłem różdżkę
i zrobiłem to, co powinienem zrobić, kiedy tylko ją zobaczyłem.
-Avada
Kedavra.- zielony błysk przeszył nocne ciemności.
***
To
się stało jakieś 3 lata temu. Potem była Bitwa o Hogwart,
Polowanie na Śmierciożerców, reformy w Ministerstwie Magii...Ja
stałem oczywiście po tej "dobrej" stronie, w końcu
Malfoyowie nie mogli by trafić do Azkabanu, już moi rodzice o to
zadbali.
Zapomniałem
na jakiś czas o mugolce, miałem ważniejsze sprawy na głowie.
Przesłuchania, powrót do Hogwartu, staż i praca w Ministerstwie.
Miałem
pewne trudności, nasza rodzina źle się kojarzyła, nazwisko Malfoy
nie budziło respektu. Nasza rodzina uważana była za brudnych
morderców, wielu miało nas za ścierwa, które w odpowiedniej
chwili przeszły na stronę zwycięzców. I mieli racje. Mój ojciec
zawsze myślał najpierw o "dorwaniu się do koryta", byle
tylko utrzymać swoją pozycję. Teraz zwyczajnie chciał uniknąć
kary. A ja? Chciałem po prostu odpocząć od tego gówna...
***
Mężczyzna
szedł ciemnymi uliczkami miasta-widma, nieświadomy zagrożenia.
Kiedyś miasteczko było ładne, żywe. Teraz jest martwe i spalone,
zapuszczają się tu tylko dzieciaki chcące w tym ponurym miejscu
wywoływać duchy, często pić i rozrabiać. Mężczyzna stoi pod
domem, zapatrzony w ciemną uliczkę. Myślami jest daleko. Nie wie,
że w ciemnościach czai się Sfora, gotowa do ataku, głodna i
dzika, pragnąca jego mięsa. Nie słyszy długich pazurów
uderzających cicho w asfalt.
Tik.
Tik. Tik.
Stwory
powoli podchodzą do niego. Zaraz zaatakują. Zaraz mężczyzna
straci życie.
***
Przeszywający
ból w plecach, nodze i na twarzy wyrwał mnie z rozmyślań.
Poczułem, jak coś spada mi na plecy i upada razem ze mną na
ziemię.
Co
jest?!
Bestia
nie wyglądała jak jakieś znane mi stworzenie, jednak przypominała
skrzyżowanie wilkołaka i jeszcze czegoś nieokreślonego. Miała
ciemne futro, z którego miejscami wystawały jakby kły. Potwór
miał długi pysk, z którego błyskały groźnie ostre zęby. Te
same, które przed chwilą tkwiły w mojej nodze.
Szybko
wyjąłem różdżkę z kieszeni i już miałem rzucać zaklęcie,
kiedy drugi stwór rzucił się na mnie i zaczął szarpać moją
rękę. Kątem oka widziałem, jak inne bestie ruszają w nasza
stronę.
Darłem
się, jakby obdzierali mnie ze skóry - do czego niewiele brakowało
- i starałem się wyrwać drapieżnikowi. Na moją niekorzyść,
bestia była silna a jej kumple planowali przyłączyć się do
zabawy.
W
chwili, gdy kolejny potwór miał zamiar wyrwać mi szczękę, coś
huknęło w dom, pod którym mnie dopadły. Już wcześniej zanosiło
się na burze, lecz teraz piorun uderzył w ruderę. Dom zaczął
płonąć, jedna ściana się zawaliła. To była moja szansa.
Zwierzęta na chwile wpadły w popłoch, a ja skorzystałem z okazji
i wyrwałem się. Rany odpowiedziały ostrym bólem, silniejszym niż
niejeden cruciatus.
Na
skraju świadomości aportowałem się na Pokątną.
***
-Doktor
Granger! Doktor Granger! - już miałam wychodzić ze szpitala Św.
Munga, kiedy dotarły mnie krzyki Estery South, pielęgniarki z
Oddziału Nagłych Przypadków - Jest pani potrzebna...Na oddziale
mamy pilny przypadek. - spojrzałam na kobietę i rzuciłam moją
torebkę z płaszczem na kanapę w pokoju lekarskim. Migiem założyłam
fartuch.
- Co
się stało? - spytałam i razem ruszyłyśmy na oddział,
odpowiednik mugolskiego SOR-u.
-
Pewien czarodziej został pogryziony. Potem teleportował się na
pokątną i rozszczepił w trakcie teleportacji. Nie wiadomo, co go
pogryzło, ale chyba miało jakąś truciznę w ślinie.-
pielęgniarka wzdrygnęła się przy tych słowach. Widocznie ten
czarodziej wyglądał naprawdę okropnie.
- Kto
tam jest?
-Magomedycy
z ONP i doktor Ramsay. Jest koniec zmiany, więc niewielu tu jest.
Siostra Wembley stara się sprowadzić jeszcze kilku Magomedyków
oraz jakichś specjalistów od trucizn.
-Rozumiem.
Weszłyśmy
na oddział. Niemal od razu dało się wyczuć zapach jakiejś
zgnilizny. Źródłem nieprzyjemnego zapachu prawdopodobnie była
osoba, którą właśnie lewitowano do pokoju. To był czarodziej o
którym mówiła Estera. Jego ciało było brudne od krwi i całe
poszarpane. Z ran lała się również ciesz przypominająca sok
bananowy. "Pewnie ropa" - pomyślałam i ruszyłam za
Magomedykami, uprzednio prosząc siostrę o podstawowe eliksiry
lecznicze.
***
- Już
po wszystkim, Granger. Chociaż młody Malfoy nadal wygląda jak kupa
nieszczęścia. - Ramsay razem ze mną stał za szklaną szybą do
pokoju pacjenta i przyglądał się mu. Po operacji i wielu
zaklęciach nie było już z nim źle, chociaż będzie potrzebował
długiej kuracji.
-Młody
Malfoy? - powtórzyłam ze zdziwieniem.
Koniec części pierwszej.